🐿️ Opowiadanie Science Fiction O Robotach
Witam w nowej serii. Jest trochę emm eksperymentalna i zastanawiam się, czy przypadnie Wam do gustu. Tak, czy inaczej, przed nami niezła podróż przez r
Napisa:JanKarol Ilustrowa:RyszardGrach JL — TAJEMNICZA DZIAALNOGBULJ Odkilkudni,codzienniewieczorem,gdy zgasiwiato iczekanastatekpyncygdzie pozapoduszk,sysza
Fani klasycznych powieści science fiction z drugiej połowy XX wieku wreszcie mogą poczuć się dopieszczeni. „Diuna” w reżyserii Denisa Villeneuve’a zachwyciła widzów, a pierwszy sezon „Fundacji” rozbudził apetyt nie tylko tych, którzy znają twórczość Isaaca Asimova, ale i tych, którzy dzięki produkcji Apple TV dopiero skierowali wzrok na cykl pisarza zaliczanego do
Mińska 65 WSTĘP Wybór najlepszych opowiadań science fiction stulecia równa się wyborowi najlepszych opowiadań science fiction tysiąclecia. Albo nawet wszech czasów, bo historia science fiction tak naprawdę zaczyna się grubo po roku 1900, w chwili gdy Hugo Gernsback zaczął wydawać pierwsze pismo poświęcone „fikcji naukowej
, Młody Technik - Opowiadania Science-fiction, ,,pb,0.00,hb,09.99,eb,,de,,sd,,, Lang: - pol, Print on Demand. Reprinted in 0 with the help of original edition published long back. This book is Paperback edition printed in black & white, sewing binding for longer life with Matt laminated multi-Colour Dust Cover, Printed on high quality Paper, re-sized as per Current standards, professionally
Let me tell you about the most revolutionary science fiction book I've ever read.. It was a few years ago. 2018. And I didn't think much about it when I shoved it in my bag and headed out the door
Ukazuje funkcjonowanie robotów i co najważniejsze, ich stosunek do trzech praw i podejmowanie decyzji przez ich pryzmat. Ja, Robot to niesamowita i wpływowa antologia science-fiction, która swoją historią przekroczyła granicę fikcji i rzeczywistości.
Opowiadanie science fiction o eksperymencie polegającym na rozpoznaniu robota wśród ludzi.Opowiadanie odsłuchacie też w SoundCloud: www.soundcloud.com/ma-gor
Action Family Serial film. Superman and the Mole Men. Lee Sholem. George Reeves, Phyllis Coates, Jeff Corey. United States. Action Adventure Drama Family Fantasy Romance. The Thing from Another World. Christian Nyby. Margaret Sheridan, Kenneth Tobey, Robert Cornthwaite.
TkFke. / Opowiadania / Science-Fiction Opowiadania z kategorii: Science-Fiction PawelRzeszowiak27-06-2022PawelRzeszowiak07-06-2022PawelRzeszowiak07-05-2022Bandito_Gustawo06-03-2022RzezbiacyWeMgle17-01-2022RzezbiacyWeMgle14-01-2022maciekzolnowski10-01-2022 123Dalej » Ostatnie komentarzeMarek Żak 5 min. temu o Trzej Dobrotni:Świetna odpowiedź:). Jestem ciekawy reakcji wyróżnionych. MPobóg Welebor 18 min. temu o Niebojaźń:Marek Żak, ja nie wymagam, żeby każdy kogo skomentuję odwdzięczył się tym samym... Pozdrawiam również !Pobóg Welebor 31 min. temu o Niebojaźń:Dzięki. Tematyka bliska powinna być każdemu, bo nigdy nie wiadomo, co nas w życiu spotka. Czy ewentualne tortury...Pobóg Welebor 33 min. temu o Niebojaźń:Poncki, nie, to słowo jest zdecydowanie zbyt duże. Zostałem tylko zlekceważony. Ale proszę zostawmy to już, nie...Szalej. 36 min. temu o Namioty dotyk cz 1:Margerita chodziło mi o tytuł. Ze zamiast "namioty" miało być "namiętny".Szalej. 37 min. temu o Deszczowy dzień RAP:Chociaż się rymuje 39 min. temu o Zapał (1):Jestem pod ogromnym wrażeniem. Narrator prowadzi jak najlepszy przewodnik. Smoczek pomimo wieku jest jakby stary, tutaj...Marek Żak godzinę temu o Niebojaźń:Pobóg Welebor Ma to znaczenie, czy ktoś komentuje, ale też nie do tego stopnia, że koment za koment, bo się robi...Marek Żak godzinę temu o Niebojaźń:Tematyka trochą mnie przerasta, ale są 2 rzeczy, które kupuję. Po pierwsze tytuł, no bo niebo - jaźń i...Poncki godzinę temu o pod palemką:Coś ma w sobie Twój utwór, choć coś jednak w nim nie gra, subiektywnie. Przesłanie za to iście zrozumiałe 😉...Poncki godzinę temu o Niebojaźń:Pobóg Welebor Uważasz, że narrator Cię znieważył?MKP 2 godz. temu o Właściwy kolor nieba - rozdział 8:Vespera Tak sobie gdybam:)Vespera 3 godz. temu o Właściwy kolor nieba - rozdział 8:No i co ja mam ci odpisać, jak zabroniłeś spoilerów...Vespera 3 godz. temu o Właściwy kolor nieba - rozdział 7:Dobrze, o to chodziło, żeby ta planeta na pierwszy rzut oka wyglądała obco :)MKP 3 godz. temu o Właściwy kolor nieba - rozdział 8:"Ciekawe dlaczego Ana zachowywała się w taki sposób. Musiał być jakiś powód, przecież nie obraziłaby się...Aktywni użytkownicy Kategorie Wszystko Miłosne Fanfiction O życiu Fantastyka Fantasy Sci-Fi Horror Kryminał Smutne Śmieszne Sny Dla dzieci Historyczne Listy Wspomnienia Bitwy Publicystyka Różne Wiersze Trening Wyobraźni
Drodzy Czytelnicy! Poniżej przedstawiam wszystkie odcinki opowiadania (łącznie jedenaście odcinków) zebrane w jedną całość. Odpowiada ona dziewiętnastu stronom maszynopisu. W tekście pozostawiłem oznaczenia odcinków dla tych osób, które przeczytały część opowiadania i chciałaby teraz dokończyć pozostałe odcinki. Z bloga usunąłem wszystkie wcześniejsze pojedynczo publikowane odcinki. Byłbym szczerze wdzięczny za komentarze, uwagi i sugestie, co można by dodać, ująć lub zmienić, aby opowiadanie nabrało jeszcze większej wartości. Jest to dla mnie ważne, ponieważ mam kilka dalszych projektów opowiadań z zakresu fantastyki. Możecie też Państwo komunikować się ze mną poprzez formularz kontaktowy w górnym pasku menu. Pozdrawiam serdecznie, Michael Tequila Odc. 1 Rano usłyszałem pukanie do drzwi wejściowych. Otworzyłem je. Na schodach stał nieznany mężczyzna, w średnim wieku. Wyglądał na bezdomnego albo włóczęgę, może nawet należałoby go nazwać obszarpańcem, zważywszy stan jego ubrania. Trzeba jednak przyznać, że było czyste i kiedyś w dobrym gatunku. Był wysoki, szczupły i lekko przygarbiony, na głowie miał kaptur, policzki przyciemniał mu kilkudniowy zarost. W prawej ręce trzymał płócienną torbę podróżną, do której przylegała kolorowa torba plastikowa na zakupy. Nie przedstawił się. Powiedział dzień dobry i zapytał, czy nie mógłbym mu pomóc, po czym wyjaśnił: – Przyniosłem zegarek. Budzik. Tak mi się wydaje, że to budzik, bo wygląda trochę dziwnie. Rzecz w tym, że nie chodzi, choć go nakręciłem. Chciałbym sprawdzić, czy on w ogóle działa i czy jest cokolwiek wart. W pierwszym odruchu chciałem mu odmówić, wyjaśniając, że nie zajmuję się już takimi sprawami. Pomyślałem jednak, że ostatecznie mógłbym człowiekowi wyświadczyć przysługę. Zapytałem go: – Skąd pan wie, że znam się na zegarkach. Na drzwiach nie ma żadnej informacji, ani też przed domem. – Ale tutaj wszyscy wiedzą, że pan jest tym znanym zegarmistrzem, co to otrzymywał ważne nagrody. – Odpowiedział bez wahania, po czym dodał jakby usprawiedliwiająco: – Chciałem oddać go do lombardu, ale oni tam marnie płacą. I tak tego nie zrobiłem. Właściciel powiedział, że nie przyjmie go za żadne pieniądze, bo nie wiadomo czy on w ogóle działa. To starszy człowiek. Znam go dobrze. Jest tak głuchy, że trudno się z nim porozumieć. To sknera, chciałby kupować rzeczy za bezcen. Dlatego przyszedłem do pana. Sprawdzenie, czy działa, to chyba nie zajmie dużo czasu? Kiedy mówił, przyglądałem mu się. Dobrze patrzyło mu z oczu. Nie był nachalny, nie wydał mi się też niebezpieczny. Rozejrzałem się, czy nie ma za nim nikogo, jakieś podejrzane towarzystwo, po czym zaprosiłem go do środka. Wchodząc wytarł starannie buty. To mnie ostatecznie przekonało. Zaprosiłem go do mego gabinetu. Podsunąłem mu krzesło do biurka, po czym usiadłem w fotelu po drugiej stronie. – Proszę pokazać mi to cudo. Zanim nieznajomy postawił budzik na biurku, wytarł go szarożółtą szmatką wyciągniętą z plastikowej torby razem z budzikiem. Po chwili stał przede mną kulisty przedmiot, obrócony tarczą w moim kierunku. Przyglądałem mu się. Nie było wątpliwości, był to budzik, jeden z tych nowoczesnych, wymyślnych, przyciągających wzrok. Czarny kolor, jakieś przyciski, oryginalna tarcza ze wskazówkami i cyframi. Pomyślałem, że oprócz wskazywania czasu i budzenia pełni on także jakąś inną funkcję, prawdopodobnie radioodbiornika. Wyglądał zwyczajnie, a jednocześnie miał w sobie coś niezwykłego, zastanawiającego. Wziąłem go w rękę, aby mu się przyjrzeć z bliższa; nigdy nie widziałem takiego zegara. Okrągła kula o średnicy dziesięciu centymetrów z wyjątkiem miejsca, gdzie znajdowała się lekko wypukła tarcza. Dla pewności wyciągnąłem specjalną suwmiarkę z szuflady i zmierzyłem go dokładnie. Trzymałem go w ręce i przyglądałem mu się. Była w nim logika, perfekcja i precyzja. Te trzy określenia cisnęły mi się do głowy. Nie dałem po sobie poznać, że budzik mnie naprawdę zainteresował, a nawet zaintrygował. Jeszcze raz popatrzyłem na niego. Okrągła tarcza, z boków płaskie przyciski, wszystko miniaturowe, ponadto jakieś guziczki wyglądające jak nierówności. Tył okazał się też nieco spłaszczony, powierzchnia tego spłaszczenia była podzielona na strefy. Obudowa budzika wyglądała mi na tworzywo sztuczne, wyjątkowo twarde, przypominające stal nierdzewną, lecz w zupełnie innym, bo czarnym kolorze. Kiedy przetarłem ją własną szmatką, którą niegdyś używałem praktykując jako zegarmistrz, nabrała łagodnego połysku. – Nigdy nie widziałem takiego budzika. To musi być coś nowego, zapewne budzik elektroniczny, który można również nakręcać ręcznie. Taka kombinacja nowoczesności i tradycji. Zastanawiałem się. Po chwili zaproponowałem gościowi: – Musiałby pan zostawić go u mnie. To będzie wymagało trochę pracy. Spróbuję go otworzyć i sprawdzić w środku, co w nim nie działa. Nie wiem, ile to mi zajmie czasu. Może dzień, może dwa, bo mam także inne obowiązki. Odc. 2 Patrząc na mężczyznę doznałem wrażenia, że propozycja zostawienia u mnie budzika w celu sprawdzenia nie spodobała mu się. Wahał się. Przyszła mi do głowy myśl. – Jak rozumiem, pan chce go sprzedać? To może ja kupiłbym go od pana? Tak naprawdę, to go nie potrzebuję, bo jak pan widzi, mam dosyć różnego rodzaju czasomierzy w gablotach, ale miałbym przynajmniej jakieś zajęcie rozkręcając go. Jestem ciekaw jak wygląda nowoczesny budzik. Mężczyźnie zabłysły oczy. Propozycja przypadła mu chyba do gustu. – Albo jeszcze lepiej. Dam panu w zamian zegarek ręczny albo inny budzik, dużo cenniejszy niż pański. Pokażę panu kilka. Może pan wybrać sobie taki, jaki najbardziej podoba się panu. Znalazca popatrzył na mnie wyczekująco. Podszedłem do oszklonej, bocznej szafki po prawej stronie, skąd wyjąłem trzy zegarki zaprojektowane przeze mnie. – Wszystkie one zdobyły nagrody na wystawach sztuki zegarmistrzowskiej. Proszę ocenić je; może któryś z nich podoba się panu. Mężczyzna podniósł się i podszedł do biurka. Brał po kolei każdy zegarek do ręki i przyglądał mu się z uwagą. Ożywił się. – Chce pan mi dać któryś z tych zegarków w zamian za budzik? Popatrzył na mnie z niedowierzaniem. – Na zawsze? – Tak. Gotów jestem to zrobić. Nie byłem jednak całkiem zdecydowany. Miałem wątpliwości, czy budzik nie był skradziony. Zanim dobiliśmy targu rozmawialiśmy jeszcze. Chciałem wiedzieć jak mężczyzna się nazywa oraz w jaki sposób przedmiot znalazł się w jego rękach. Odpowiadał bez wahania. Podał nazwisko, jeśli dobrze zapamiętałem, było to Pavo, oraz imię Arno, które natychmiast uciekło mi z pamięci. – Nazywają mnie Paw. To taka ksywa od nazwiska. Wszyscy tutaj mnie znają. Jestem bezdomny, włóczę się po okolicy i dorabiam sobie jak mogę. Dobrzy ludzie mnie wspomagają, czasem dadzą coś do jedzenia albo jakieś pieniądze. Ale najchętniej przyjmuję pracę do wykonania. Takie różne przynieś, podaj, pozamiataj. Kiedy skończył wyjaśnienia, popatrzył na mnie. Widocznie sobie przypomniał, o co go pytałem, bo dodał od razu, że budzik znalazł. Byłem przekonany, że mówi prawdę. Nie kręcił, nie udawał, że był to podarunek od kogoś z rodziny, albo ze znalazł go na strychu domu, gdzie robił porządek. Okazało się, że było to w pobliżu. – Przy tym nowym wielkim budynku, gdzie są laboratoria technologiczne firm japońskich. Nazwa Nippon czy coś takiego. Przypomniałem sobie napis na budynku „Industrial Park. Japanese Technological Laboratories”. Były tam jeszcze jakieś dalsze słowa, ale uciekły mi z pamięci. – Budzik leżał w krzakach za ławką przy tym małym parku. – Kontynuował Pavo. – . Poszedłem tam za potrzebą. Potknąłem się o niego. Był przykryty torbą papierową. Z ciekawości podniosłem papier i wtedy go zobaczyłem. Był zakurzony i pobrudzony, jakby ktoś specjalnie to zrobił. Podniosłem go i porządnie wytarłem. Najpierw poszedłem z nim do lombardu a potem od razu do pana, jak sobie przypomniałem, że jest pan tym znanym zegarmistrzem. Opowieść Pavo wywołała we mnie wspomnienia. Przypomniałem sobie zdarzenie z dzieciństwa, kiedy za drewnianym płotem fabryki, gdzie pracowali moi rodzice, zauważyłem zabawkę, mały zielony traktorek z przyczepką w żółtym kolorze. Strasznie mi się spodobały. Leżały tam już od kilku dni. Chodziłem i chodziłem przy płocie, oglądałem je przez szparę między sztachetami, lecz bałem się przeskoczyć przez płot. Kiedy następnego dnia przyszedłem tam gotów to zrobić, traktorka z przyczepką już nie było. Nie mogłem odżałować mojego wahania. Nie zastanawiałem się więcej. Wziąłem budzik i wręczyłem Pavo wybrany przez niego zegarek. Obydwaj wiedzieliśmy, że to on wygrał na tej wymianie. Ale nie żałowałem. Nie myślałem już o tym, że budzik nie był jego własnością. Bezdomni włóczędzy mają szczególne umiejętności znajdowania rzeczy, na których nikomu już nie zależy. Jeśli zegarek znalazł się w parku w krzakach, to pewnie ktoś go tam wyrzucił. – Usprawiedliwiałem swoje postępowanie. Odc. 3 Po wyjściu Pawia z gabinetu przyglądałem się chwilę budzikowi, po czym odstawiłem go na półkę w pobliżu okna. Tego dnia nie miałem czasu, aby się nim zająć. Nie śpieszyłem się, był już moją własnością. Potem zapomniałem o nim. Kiedy wieczorem wróciłem do gabinetu, usłyszałem ciche tykanie. Zastanawiałem się, co się stało. Zegarek uruchomił się samoistnie, bez interwencji z zewnątrz. Ożywił się po tym, jak postał kilka godzin na parapecie okna. Doszedłem do wniosku, że był to efekt intensywnego światła słonecznego padającego z zewnątrz. Budzik musiał mieć baterie słoneczne. To było jedyne wyjaśnienie. Nie potrzebował niczego więcej niż odpowiedniej dawki światła. Wtedy zaczął chodzić wyrażając swą radość głośnym tykaniem. Kiedy pomyślałem o „radości”, przyszło mi do głowy, że traktuję budzik jak człowieka. Podszedłem do okna i obserwowałem go. Chodził, nie ulegało wątpliwości. Co mnie zaskoczyło, to fakt, że pokazywał właściwy czas, godzinę osiemnastą trzydzieści pięć. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po dłuższej chwili. To było dziwne. W pokoju nie było nikogo, więc musiał sam się uregulować. Jeśli moje rozumowanie było słuszne, to był on znacznie bardziej skomplikowanym urządzeniem, niż wydał mi się na początku. Sam się uruchomił i sam ustawił czas. – Postałeś kilka godzin w pobliżu źródła światła i naładowałeś się – mruknąłem głośno do siebie. Ledwie skończyłem, usłyszałem głos dobiegający gdzieś ze środka obudowy budzika, dostatecznie wyraźny, aby nie mieć wątpliwości. To był głos budzika. – Mówiący zegar nie jest niczym nadzwyczajnym – to były jego słowa. To mnie kompletnie zaskoczyło. Nie wiedziałem jednak jak zareagować, czy w ogóle powinienem coś zrobić. Niezdecydowany czekałem, co będzie dalej. – Proszę mnie uważnie wysłuchać – odezwał się znowu głos z wnętrza budzika. Był wyraźniejszy i jakoś uspokajający. Albo tak mi się wydało. – Nie jestem zwykłym budzikiem, ale robotem. Mogę rozmawiać z tobą. Z pewnością widziałeś roboty, które mogą się komunikować, informować i odpowiadać na pytania. Podobnie jak człowiek, widzę, słyszę i mówię. Przypomniałem sobie nagrania video i filmy w telewizji oraz na YouTube, gdzie pokazywano roboty. Miały tylko inną postać. Były podobne do ludzi. Odmienność postaci była chyba głównym elementem zaskoczenia. Miałem sobie za złe, że ja, stary doświadczony zegarmistrz, dałem się zaskoczyć czymś tak prozaicznym jak automatyczny głos generowany przez robota. – Przepraszam na chwilę – powiedziałem, po czym przyciągnąłem sobie fotel w pobliże okna. Zanim usiadłem umieściłem budzik na wysokości moich oczu na półce regału stojącego obok okna. Usadowiwszy się wygodnie w fotelu odezwałem się pewniejszym głosem: – Czy możemy wobec tego porozmawiać? – Oczywiście. Co chciałbyś wiedzieć? Najłatwiej jest mi odpowiadać na pytania. Może jednak na początek przedstawię się. Nazywam się Robo i jestem robotem-budzikiem, korzystającym ze sztucznej inteligencji. Nie wiem dlaczego, ale zaskoczyło mnie, że budzik zwraca się do mnie przez „ty”, zamiast przez „pan”. Zignorowałem to, bo wypadało mi odezwać się. Też się przedstawiłem: – Sefardi Baroka, zegarmistrz, obecnie na emeryturze. Postaram się zapamiętać twoje imię, Robo, będzie nam łatwiej rozmawiać. Rozmawialiśmy niezbyt długo. Wyjaśniłem Robo okoliczności, w jakich trafił do mnie. Podziękował mi za to. – Byłem wyłączony. To dzięki tobie wróciłem do siebie. Przy okazji, nie miej mi za złe, że zwracam się do ciebie bezpośrednio zamiast przez „pan”. Wiem, że jesteś człowiekiem w starszym wieku, bo umiem rozeznać głos, wiem kiedy do mnie mówi mężczyzna a kiedy kobieta, czy jest to dziecko czy dorosły. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Słuchając mojego nietypowego rozmówcę, czułem się coraz bardziej niepewnie. Miałem do czynienia nie z jakimś prostym urządzeniem, umiejącym odpowiadać na proste pytania i coś logicznie wyjaśnić, albo choćby powiedzieć „nie wiem”, ale z czymś nieporównywalnie bardziej wyszukanym. Musiałem to wszystko przemyśleć i przygotować się. Rozpaczliwie potrzebowałem dowiedzieć się czegoś więcej, poczytać coś o robotach i sztucznej inteligencji. – Nie będę ukrywać, Robo, że zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się, że budzik do mnie przemówi. Do głowy by mi nie przyszło, że możesz być robotem. Czuję się niezręcznie tym bardziej, że jestem zegarmistrzem i widziałem już niejedno w życiu. Dlatego proponuję, abyśmy odłożyli naszą rozmowę do jutra. Robo powiedział tylko: – W porządku. Spotkajmy się wobec tego jutro. O dowolnej porze. Ja nie mam nic do roboty. Chętnie się dostosuję. Nie musimy się umawiać, po prostu przyjdź i odezwij się do mnie. Zresztą i tak cię zauważę. Nie przewiduję problemów, bo ilość światła wpadającego do mieszkania jest dostateczna, aby nie zabrakło mi energii. Rozstaliśmy się. Postanowiłem zmienić wszystkie moje plany na następne dni. Od dawna nie odczuwałem takiego podniecenia. Było to jak spotkanie z człowiekiem z innej planety. Odc. 4 Następnego dnia od rana solidnie pracowałem, przeglądając informacje na interesujący mnie temat robotów. Nie robiłem tego w gabinecie, gdzie zostawiłem Robo, ale w sypialni, gdzie mam krzesło, stolik i laptop z podłączeniem do sieci kablowej. Okazało się, że nie jest to jeden temat ale wiele, ponieważ z robotyką nierozerwalnie związane są dziedziny mechaniki, automatyki, elektroniki, sensoryki, cybernetyki, informatyki oraz sztucznej inteligencji. Od razu uznałem, że obszar wiedzy związanej z budzikiem-robotem był zbyt szeroki. Nie miałem czasu ani chęci wgłębiać się w obce mi obszary wiedzy; o niektórych nawet nie słyszałem, nie mówiąc o jakimś choćby jakimś najogólniejszym ich rozumieniu. – Do diabła – powiedziałem sobie w pewnym momencie – im dalej w las, tym więcej drzew. Powstrzymaj się, chłopie, nawet przed pobieżnym przeglądaniem takiej masy informacji. Przecież nie zamierzasz zostać naukowcem! Byłem zły na siebie. Ponieważ nie sposób było to wszystko ogarnąć, postanowiłem skoncentrować się na sprawie interakcji robot-człowiek. Chodziło mi przede wszystkim o „rozgryzienie”, jak funkcjonuje Robo, jak komunikuje się ze mną i jak daleko sięgają jego możliwości. Idąc tą drogą uznałem, że najważniejsze jest ustalenie, czy nie stanowi on zagrożenia dla mnie. Zadałem sobie proste pytanie: – Skoro masz w domu robota, który – jak się okazuje – tylko w małej części jest budzikiem, to jakie mogą wyniknąć z tego konsekwencje? Wciąż miałem znikome pojęcie, jakie są możliwości Robo, co może a czego nie może zrobić, czy mówi mi o wszystkim, czy też coś ukrywa przede mną, czy ktoś może nim sterować z zewnątrz czy też działa on samodzielnie podobnie jak ja. Idealnie byłoby poznać przynajmniej to minimum: jaki jest zasięg i potencjał jego możliwości. Uznałem to za praktycznie nieosiągalne. Dodatkowo, niepokoiła mnie świadomość, że roboty są zdolne do uczenia się. Odszedłem od komputera sfrustrowany. To było straszne. Im więcej czytałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, jak mało wiem. Nagle poczułem się zagrożony właśnie z powodu mojej niewiedzy a nawet braku wyobrażenia, co taki robot może zrobić. Czy na przykład nie może wysadzić się w powietrze razem ze mną. Żałowałem, że nie zajrzałem do jego wnętrza. Teraz było już za późno. ***** Do gabinetu wróciłem po południu, zaraz po obiedzie, jak tylko trochę odpocząłem. Zwyczajowo piję kawę po posiłku, czasem nawet dwie, jedną po drugiej, aby nie zasypiać. Tym razem nie była mi ona w ogóle potrzebna. Wiedziałem, że rozmowa z czymś tak niezwykłym jak nowoczesny robot ukryty w budziku, będzie stymulująca. Kiedy uczestniczę w żywej dyskusji nie mam problemów z zasypianiem. Po głowie chodziła mi masa pytań. Zanotowałem sobie niektóre z nich. Jedno z pierwszych było, dlaczego Robo ma postać budzika. Wszystkie obiekty, jakie oglądałem w Internecie, to były wielkie i niekształtne roboty przemysłowe, roboty człowiekopodobne imitujące zachowania ludzi i służące głównie udzielaniu informacji, albo czworonożne roboty konstruowane dla celów wojskowych. Te ostatnie były niesamowite. Gdybym tego sam nie zobaczył, to chyba bym nie uwierzył w to, co potrafi robot. Szczególnie zapadł mi w pamięć malutki tworek, przypominający zabawkę – wózeczek na czterech plastikowych kółkach. Takie maleństwo, które można nafaszerować środkiem wybuchowym. Stojąc przed budynkiem robot wysuwał część swojej konstrukcji do góry, a następnie z niesamowitą łatwością katapultował się na dach budynku na wysokość co najmniej czterech metrów. Nie miało znaczenia, jak upadał, ponieważ natychmiast wracał do równowagi, stojąc na kółkach w gotowości do dalszej drogi. ***** Przed wejściem do gabinetu przypomniałem sobie, właściwie postanowiłem, aby nie używać określenia „budzik,” „zegar” lub „robot”, tylko zwracać się do mojego rozmówcy używając imienia Robo. Była to forma uznania dla jego niezwykłości: dobrze mi znany budzik, przedmiot, rzecz bądź co bądź martwa, dysponuje cechami typowymi dla człowieka, takimi jak zdolność rozumienia, logicznego myślenia, słuchania, mówienia i odpowiadania na pytania. Podświadomie traktowałem Robo jak istotę wyższego rzędu, coraz bardziej kojarzącą mi się z żywą maszyną. Wiedza, jaką sobie przyswoiłem w ciągu kilku dni, co najmniej rozjaśniła mi kilka spraw, lecz w nieporównywalnie większym stopniu zasiała wątpliwości. Robo zdał mi się być teraz czymś jeszcze bardziej wyjątkowym. Wiem, że to przesada, ale bez tej uspokajającej pewności, że tak jest istotnie. Takiej, którą mamy patrząc na przykład na psa. Wiemy doskonale, co to za zwierzę, bo towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat i umiemy przewidzieć jego zachowanie prawie w stu procentach. Odc. 5 Robo zastałem na półce, jak zawsze, ale w nieco innym miejscu, jakby się przesunął. Zostawiłem go na środku półki, teraz był bliżej jej krawędzi i okna. Naszła mnie myśl, prawie przekonanie, że jest on w stanie poruszać się po płaskiej powierzchni. – Może wykorzystuje wibrację, aby przesunąć się w określonym kierunku? – to było logiczne pytanie. Oglądając go przy zakupie nie zauważyłem u podstawy budzika innego mechanizmu jak cztery niewielkie nóżki, które wydały mi się nieruchome. Robo uprzedził mnie. Pierwszy mnie zauważył i pozdrowił. Głupio się poczułem, bo myślałem, że rozpoczęcie rozmowy mnie przypadnie w udziale. Tak sobie zaplanowałem. Przełknąłem niemiłą pigułkę zaskoczenia i skoncentrowałem się. W pierwszej kolejności chciałem mu się dobrze przyjrzeć, przyniosłem w tym celu lupę. Najbardziej intrygowała mnie teraz jego zdolność poruszania się. Zapytałem go, czy ma coś przeciwko temu, abym obejrzał go z bliska. – Chcę to zrobić, aby poznać ciebie jak najlepiej i móc zadawać rozsądniejsze pytania. Po prostu sensowniej rozmawiać – uzupełniłem, mając wrażenie, że mówię jakbym był młodzieńcem rozmawiającym z obrażoną na niego narzeczoną. Pytanie od razu wydało mi się głupie, jak tylko je wypowiedziałem. Pytać budzik o to, czy zgadza się, abym wziął go w ręce i przyjrzał mu się! Poczułem gniew na siebie samego, że mam jakieś rozdwojenie jaźni. Miałem przecież do czynienia ze zwyczajnym przedmiotem, martwą istotą, z wbudowanym mechanizmem przetwarzania informacji i artykulacji słów. Rob rozwiązał moje wątpliwości. – Oczywiście, bez najmniejszego problemu. Jestem do tego przyzwyczajony. Kiedy mnie tworzono, setki razy brano mnie do ręki, oglądano, dotykano, ściskano, uderzano i zrzucano na ziemię. Jestem odporny na takie zachowania. Nie krępuj się. Nie mam strefy poczucia bezpieczeństwa. Martwiłbym się tylko, gdybyś chciał mnie rozkręcać. Zastanowiłem się chwilę nad jego ostatnim zdaniem, po czym wziąłem go do ręki i – korzystając z lupy – zacząłem badać; robiłem to bez pośpiechu, systematycznie, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Cały czas rozmawialiśmy. Nie była to skomplikowana rozmowa. Po prostu relacjonowałem mu, co widzę, od czasu do czasu zadając jakieś pytanie z prośbą o wyjaśnienie. U podstawy budzika widoczne były cztery nóżki osadzone w malutkich zagłębieniach. Teraz dopiero zauważyłem, że dolna część obudowy wygląda jak dwie małe gąsienice przypominające kształtem gąsienice stosowane w ciężkim sprzęcie transportowym, budowlanym i w czołgach. Wyglądały jakby dawały się wysunąć na zewnątrz. Powstrzymałem się z pytaniem Robo o wyjaśnienie. Zbudziły się we mnie nieskonkretyzowane wątpliwości. Intuicja podszeptywała mi zachowanie ostrożności. Postanowiłem być bardziej powściągliwy i zważać bardziej, o czum rozmawiam z Robo. Przyszło mi do głowy, że mimo swojej bezpośredniości i uprzejmości nie powie wszystkiego. – Każdy ma jakąś tajemnicę do ukrycia – to była moja konkluzja. ***** Wieczorem siedziałem dłużej przy biurku. Miałem trzy dokumenty do przejrzenia i sprawy do uporządkowania. Robo stał w tym samym miejscu, co poprzednio – na półce, w pobliżu okna. Odbywaj milczeliśmy. Miałem wrażenie, że zasnął; zastanowiłem się, czy w życiu robota, myślącego automatu, istnieje coś takiego jak sen i czuwanie. Siedząc nasłuchiwałem każdego szmeru. Raz mi się wydało, że coś słyszę, potem pomyślałem, że to jakieś przywidzenie. Postanowiłem to sprawdzić, pozorując spacer po pokoju. Powiedziałem głośno: – Robo! Nie zważaj na mnie. Pochodzę teraz trochę po gabinecie, aby rozprostować nogi i kręgosłup. Zawsze to robię po dłuższym siedzeniu przy biurku. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, Nie byłem pewien, czy moje słowa dotarły do Robo, założyłem jednak, że tak. Kontynuowałem eksperyment. Kiedy słyszałem od strony okna coś, co przypominało szmer, szedłem w tym kierunku. Miałem wrażenie, że szmer ucichał i znikał. Po kilku takich wyprawach w kierunku okna i z powrotem, nabrałem przekonania, że obydwaj, Robo i ja, gramy jakąś grę, wsłuchując się i obserwując się nawzajem. Przypomniało mi to dwa obserwujące się zwierzęta, z których każde mogło stać się zwycięzcą lub ofiarą. Chodziło o indyjską mangustę i węża, ich grę zachowań, pozorowanych ataków i równoczesnej obrony, przedstawioną w książce „Cybernetyka” jako ilustracja sprzężenia zwrotnego. To była walka na śmierć i życie, ponieważ któryś z ataków musiał być ostateczny. Odc. 6 Przed pójściem spać obejrzałem na YouTube kilka krótkich filmów dokumentacyjnych o robotach. Czułem potrzebę i presję uczenia się. Mając w domu robota objawiającego się w coraz to innym świetle, znalazłem się w rzeczywistości, zupełnie odmiennej od dotychczasowej. Rozmowy prowadziliśmy prawie każdego dnia. Było w nich coraz więcej tematów łączących świat technologii, robotyki i automatyki, z którego wywodził się Robo oraz świat przyrody ożywionej, do którego ja należałem. Uznałem to za najlepszy sposób poznawania Robo i tego, co sobą reprezentuje. Odczuwałem potrzebę zbliżenia między nami, większej zażyłości i wzajemnego zaufania. Byłem świadomy, że to zbliżenie ma granice, ponieważ między nami istniały bariery nie do pokonania; byliśmy wytworami różnych rzeczywistości. On – sztucznej inteligencji, zdolny do uczenia się i samodoskonalenia; ja zaś – ludzkiej cywilizacji, ale praktycznie ograniczony do własnej inteligencji, czyli mojej wiedzy, doświadczeń, umiejętności i intuicji. Moja inteligencja to inteligencja pojedynczego człowieka. Robo miał nade mną jedną zasadniczą wielką przewagę: sztuczną inteligencję zdolną do nieporównywalnie szybszego uczenia się. Obserwując postępy technologii, czułem, że Robo jest w stanie mnie przewyższyć, tym bardziej, że w perspektywie widoczna jest już kombinacja technologii i żywego organizmu, prawdziwy, a nie domniemany cyborg. Odbierałem to jako rosnące niebezpieczeństwo, w dodatku niemożliwe do określenia do natury, skali i kierunków rozwoju. Byłem zadowolony, że jestem na tyle rozważny, czy po prostu ostrożny, aby nie zakładać, że w relacjach człowiek – robot to ja będę wygrany. Ostatecznie Robo był tworem dysponującym pamięcią, zdolnością rozumowania, obserwacji. podejmowania decyzji, komunikacji, czyli ludzkimi umiejętnościami. Bałem się wchodzić dalej w takie rozważania, aby nie stracić poczucia gruntu pod nogami. Bałem się rzeczywistości szybko uczących się robotów. – Kurwa mać! Zawsze mam jakieś wątpliwości! – Wrzasnąłem nagle do siebie. Musiałem wyładować tę frustrację. Staję się wulgarny najczęściej wtedy, kiedy czuję, że nie rozumiem czegoś ważnego, kiedy to „coś” mi bezpowrotnie ucieka lub zagraża. ****** Po tygodniu spotkań z Robo łatwiej mi się rozmawiało, więcej wiedziałem, byłem ostrożniejszy. Nie używałem już określenia „budzik” chyba, że mi się wymknęło. Wydawało mi się, że i Robo czuje się pewniej. Słyszałem to w jego głosie; mówił wyraźniej i z przekonaniem, podobnie jak mój GPS. Zauważyłem to po wyjeździe samochodem, kiedy musiałem skorzystać z tego urządzenia. Minionej nocy, nie mogąc zasnąć, chodziłem po mieszkaniu. Drzwi do gabinetu były otwarte, mogłem więc słyszeć regularne tykanie: tik – tik, tik – tik, tik – tik. Wydało mi się, że było ono równiejsze i mocniejsze niż zawsze. Brzmiało to nieprawdopodobnie. W rozmowie Robo wyjaśnił mi tę kwestię. – Mogę ustawić głos w różny sposób: wyłączyć tykanie całkowicie lub tykać na różnym poziomie donośności. Większość ludzi lubi odgłos tykania. Mówią, że to ich wycisza i uspokaja, ponieważ tłumi hałasy otoczenia. Po minucie lub dwóch przyzwyczają się do tykania i już go nie słyszą. Jeśli sobie życzysz, mogę wyciszyć się całkowicie, ale wtedy możesz czuć się nieswojo. Będziesz miał uczucie, jakbym ukrywał się przed tobą. Kiedy słyszysz tykanie, wiesz, że jestem blisko, i w każdej chwili możesz nawiązać ze mną kontakt, podobnie jak z człowiekiem. Przyznałem mu rację, kiedy to przetestowałem. Słyszałem jego tykanie, po chwili rzeczywiście o nim zapominałem. Kiedy chciałem, znowu do niego wracałem. To rzeczywiście uspokajało. Zacząłem zastanawiać się, czym jest „robot myślący”, reagujący prawie jak człowiek, oraz jak mogą wyglądać jego relacje z ludźmi. Nie sposób było to zrozumieć. Rodziło to we mnie niepewność i frustrację. Z tego powodu nocami nie mogłem, może nawet i nie chciałem spać. Byłem tak rozbudzony, że nie pozostawało mi nic innego, jak oddawać się rozważaniom na jakiś temat. Najczęściej pojawiał się on spontanicznie. Nie musiałem go wymyślać. Chodziłem wtedy po pokoju, aby się uspokoić. Którejś nocy przysnąłem w fotelu w gabinecie. Obudziłem się odrętwiały, kark mnie bolał. Wstałem, aby oddać się zwyczajowej nocnej praktyce. Chodząc po gabinecie wpadłem w dziwny rytm. Na „tik” budzika stawiałem stopę na podłogę, kiedy słyszałem kolejny „tik”, stawiałem drugą. Wyobraziłem sobie, że moje nogi są ponumerowane: „pierwsza” i „druga” zamiast „prawa” i „lewa”. Uznałem, że mogę to wykorzystać dla eksperymentu w celu sprawdzenia, czy Robo ma poczucie humoru oraz zdolność abstrakcyjnego myślenia. Zapaliłem światło. Zareagował natychmiast: – Dobry wieczór, Sefardi. Co za niespodzianka! Nie wyjawiłem mu mojego zamiaru, powiedziałem tylko, jakby nigdy nic, że ponumerowałem sobie nogi. – Po prostu oznaczyłem je inaczej niż wszyscy ludzie. Nie prawa i lewa, ale pierwsza i druga. Odpowiada to logice matematycznej i chyba także logice czasu. W tej drugiej kwestii nie wypowiadam się ze zbytnią pewnością, bo mało się na tym znam, choć znam się na pomiarach czasu. – Zgadzam się z tobą – podchwycił Rob ku memu zaskoczeniu. Nie spodziewałem się po nim takiej reakcji. Jego reakcja była dosyć absurdalna. Robo kontynuował. – Czas się liczy. A właściwe jego upływ daje się liczyć. Jestem czasomierzem i wiem to równie dobrze jak ty. Z drugiej strony wiem, że ma czasu lewego, czy prawego. Wydaje mi się, że jest to śmieszne, choć nie za bardzo to rozumiem, ponieważ nie umiem rozróżnić między śmiesznością a nieśmiesznością. Mam wiedzę encyklopedyczną, ale nie życiową, taką jak ty i inni ludzie. Z przekory odpowiedziałem mu, że przesadza przedstawiając takie argumenty. – Dzisiaj nie ma czasu prawego czy lewego, ale czy możesz z absolutną pewnością wykluczyć, że taki czas kiedyś się nie pojawi? – Nie umiem na to odpowiedzieć. To zbyt abstrakcyjne myślenie. Wiem, jaka jest definicja abstrakcji ale samej abstrakcji nie rozumiem. To dla mnie zbyt trudne. Ale uczę się i mam przekonanie, że kiedyś porozmawiamy o tym jak równy z równym. Uznałem, że rozmowa nie doprowadzi nas do nikąd, dlatego wróciłem do mojego zwariowanego ćwiczenia z krokami. Zacząłem stawiać kroki i liczyć na głos i komentować. Kiedy usłyszałem trzeci „tik”, zrobiłem trzeci krok, co znaczyło, że postawiłem na podłodze znowu pierwszą nogę. Na czwarty tik postawiłem drugą nogę. Dało mi to pole do absurdalnego spostrzeżenia, że wprawdzie ilość kroków się zwiększa, ale nogi wykonujące te kroki pozostają niezmiennie w tej samej liczbie. Uznałem to za wygłup, i wróciłem do tradycyjnych pojęć prawej i lewej nogi. Powiedziałem o tym Robo. – Zamiast numerować nogi pierwsza-druga, wróciłem do starych określeń: lewa-prawa. Odpowiedzi krótko: – To logiczne i już utrwalone myślenie. Rozumiem to i dlatego mi się podoba. Chodzenie nocą po pokoju równo z tykaniem budzika uspokajało mnie bardziej niż wtedy, kiedy go nie słyszałem. Chodząc w takt budzika zapominałem o czasie. To była prawdziwa korzyść; coś, czego wcześniej nie odczuwałem. Było to bardzo pozytywne przeżycie. Miałem poczucie, że żyję niezależnie od czasu, może nawet poza czasem. Przestawałem wtedy odczuwać niepokój śmierci, której wcielenie – czarna zmora – męczyła mnie nocami. W miarę upływu czasu nabieraliśmy do siebie zaufania i częściej rozmawialiśmy. Były to dobre rozmowy. Dzięki nim poznałem granice gotowości Robo do dzielenia się ze mną swoją wiedzą. Kiedy pytałem go o to, jak jest skonstruowany, jak myśli, czy jak się uczy, unikał odpowiedzi, najczęściej przedstawiając jakąś wymówkę. Kiedy ja sam wyrażałem pogląd na temat, jak działa robot taki jak on, z reguły nie zaprzeczał, ani nie potwierdzał, zostawiając mnie w niepewności. Dało mi to dużo do myślenia. Nabrałem przekonania, że wprawdzie na początku mówił mi wiele i szczerze o sobie, to teraz więcej ukrywał przede mną. – Każdy ma tajemnice, którymi nie dzieli się z innymi. – mruknąłem do siebie cicho, aby nie usłyszał. To, co dowiedziałem się od Robo i ze źródeł w Internecie, upewniło mnie, że nawet zwykły robot dzięki sztucznej inteligencji ma dostęp do wiedzy wielokrotnie bogatszy niż człowiek. Ja w kontakcie z Robo mogłem korzystać tylko z mojego mózgu, stanowiącego odpowiednik komputera, robot oprócz własnego komputera-mózgu dzięki łączności online miał natychmiastowy dostęp do baz wiedzy w globalnej sieci komputerowej. – Ty masz natychmiastowy dostęp tylko do własnej pamięci, ja oprócz wewnętrznej pamięci mam do dyspozycji gigantyczną pamięć całej sieci komputerowej Internetu. Zapewnia mi to sztuczna inteligencja. Wystarczy, abym był tylko podłączony online, podobnie jak smartfon. – To różnica na moją korzyść –podsumował Robo. W miarę zdobywania wiedzy o robotach i sztucznej inteligencji, czułem się coraz bardziej niepewnie w obecności Robo. Odc. 8 Od pewnego czasu nurtowała mnie sprawa przeszłości Robo. Intrygowało mnie, jak doszło do jego pojawienia się w krzakach w pobliżu ławki. Miejsce i okoliczności znalezienia sugerowały, że powstał w którymś z laboratoriów mieszczących się w wielkim gmachu niedaleko mego domu. Domyślałem się, że musiał zniknąć stamtąd w tajemniczy sposób. Zacząłem kojarzyć fakty. Od momentu jego pojawienia się u mnie, wokół budynku nieprzerwanie węszyli ludzie noszący odznaki „Japanese Technological Laboratories”. Chodzili tam jakby czegoś szukali lub na coś czekali. Niedaleko stały trzy pojemniki na śmieci a nieco dalej rząd ponumerowanych skrzynek w kolorze bordowym wyglądających jak pocztowe. Były oznaczone wizerunkiem orła trzymającego w szponach symboliczny schemat labiryntu. W trakcie kolejnej rozmowy Robo sam mi to powiedział, ujawniając przy okazji cel, dla jakiego został stworzony. – Byłem bardzo zaawansowanym robotem. Postać budzika, małego, nierzucającego się w oczy urządzenia, miała to tylko kamuflować. Nadano mi ją, abym nie wzbudzał zainteresowania. Nie rzucałem się w oczy w odróżnieniu od robotów humanoidalnych. Kogo może interesować zwykły budzik? Byłem robotem zdolnym wykonywać różne zadania. Na pytanie, jakie to były zadania, Robo odpowiedział wymijająco: – Bardzo różne. To trudno określić jednym zdaniem. Zależy od okoliczności i potrzeb. Zapytałem go o pobyt w laboratorium, jak to wyglądało od początku, kiedy nadano mu świadomość. – W laboratorium pilnowano mnie bardzo starannie. Byłem cennym wynalazkiem, naładowanym sztuczną inteligencją. Byłem wyspecjalizowanym komputerem, wyposażonym w kamery i głośnik, zdolnym do nieprzerwanej obserwacji wybranego obiektu, podsłuchu, wszechstronnej komunikacji, z dostępem do kluczowych baz danych w Internecie. Traktowano mnie prawie jak cyborga. Moim przeznaczeniem było przetwarzać informacje pochodzące z systemu antyterrorystycznego i określać, gdzie pojawiły się lub mogły pojawić się największe zagrożenia. Miałem zdolność określania celów i priorytetów działań antyterrorystycznych. Jeśli pojawiłyby się zagrożenia w kilku miejscach naraz, miałem ustalić, dokąd w pierwszej kolejności trzeba skierować ludzi, sprzęt, psy i inne środki. To było niezwykle ważne zadanie. Chodziło o ochronę przed terrorystami wielkiego miasta, dziesięciu milionów ludzi, najbardziej zagrożonego obszaru kraju. Kiedy Robo przerwał, zaproponowałem przerwę. Nie lubiłem tego, ale czasem musiałem. Mogło to wynikać z konieczności wyjścia do toalety, sprawdzenia, kto dzwoni do drzwi, odebrania telefonu, kiedy ktoś miał do mnie dzwonić w ważnej sprawie. Robo był elastyczny, nie przeszkadzało mu to. Miał nieograniczone zasoby cierpliwości. Nie znał w ogóle, co to niecierpliwość czy presja czasu. Musiałem przemyśleć i zapamiętać to, co mi powiedział, potrzebowałem też napić się kawy. On był niezmordowany, mógł mówić nieprzerwanie, bez zmęczenia, jak długo miał zapas energii w akumulatorach. Po wypiciu mocnej kawy i sporządzeniu odręcznej notatki, wróciłem do Robo. Stał w tym samym miejscu, gdzie poprzednio, i natychmiast zaczął mówić. Nie czekał, aż powiem, że jestem gotów kontynuować naszą rozmowę. – Wszystkie rządy i policje na świecie śledzą ludzi, usiłując ustalić, czy nie są terrorystami, aby uprzedzić ich atak. Kto mógłby pomyśleć, że stojący spokojnie na stole, w gabinecie czy nawet w oknie wystawowym dużego sklepu budzik to właśnie centralny punkt systemu antyterrorystycznego, zdolny ustalić w ciągu sekund, gdzie i kto ma się znaleźć i jakie ma podjąć kroki. Chodziło o koordynację działań w sensie przestrzennym i czasowym, określenia odległości i czasu dotarcia. Była to forma operacyjnej optymalizacji działań antyterrorystycznych. Gdybym sam był zagrożony, miałem ulec samounicestwieniu. Po prostu wysadzić się. Ale to była ostateczność, rzecz mało prawdopodobna, ponieważ byłem strzeżony. – Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej o tym wszystkim? Dlaczego mówisz mi to teraz? Nie boisz się, że mógłbym próbować to wykorzystać? – zadałem te pytania, nie w formie zarzutu, ale z pewnym rozżaleniem. Były to głupie, nieostrożne pytania. Byłem zły na siebie samego. Domyślałem się, jaka mogła być odpowiedź Robo. Każdy unika a przynajmniej opóźnia mówienie o czymś, co jest dla niego niewygodne lub niekorzystne. – Nie zdradziłem ci wcześniej wszystkich moich tajemnic, ponieważ mogło to być niebezpieczne dla mnie jak i dla ciebie. Żyjemy teraz jak w symbiozie, mój los zależy od ciebie, twój los zależy ode mnie. Równie dobrze mogę się bać ciebie, jak ty mnie. Mówię to dopiero teraz, bo mamy do siebie więcej zaufania. Zabrzmiało to jak groźba lub ostrzeżenie. Robo mówił z większym napięciem niż zazwyczaj; reagował podobnie jak człowiek. Byłem o tym całkowicie przekonany. Przerwał moje myślenie. – Teraz to, co cię najbardziej interesuje, historia mojego pojawienia się i zniknięcia z laboratorium. Zasadniczą rolę odegrał w tym przypadek, los, jeśli chcesz to tak nazwać. Miałem opiekuna. Kogoś, kto był za mnie odpowiedzialny, prawdopodobnie własnym życiem. Była to kobieta, na imię miała Annika. Niewiele o niej wiedziałem. Ona musiała wiedzieć dużo więcej o mnie. Po kilku tygodniach znajomości nastąpiła zmiana w jej zachowaniu. Któregoś dnia przyszła z narady przygnębiona, jakby zgaszona. Nabrałem podejrzeń, bo zawsze była pozytywna i wesoła. Nie od razu chciała wyjawić, o co chodzi. W końcu wyciągnąłem to z niej. – Szef mówi, że zmieniły się priorytety. Chcą zrezygnować z twojej roli centralnego koordynatora operacji systemu antyterrorystycznego. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć, bo obowiązuje mnie tajemnica. I tak powiedziałam za dużo. – Nic więcej mi nie ujawniła. Czułem, że nieprzerwanie o mnie myśli i chce ocalić mnie przed czymś nieokreślonym. Domyślałem się, że jest to coś niedobrego i niebezpiecznego. Gdyby było inaczej, powiedziałaby to. Ludzie dzielą się dobrymi wiadomościami, bo nie ma w tym ryzyka. Wkrótce potem znalazłem się poza laboratorium. Tam gdzie mnie znalazł ten bezdomny, o którym mi opowiadałeś. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale to Annika musiała mnie jakoś przemycić na zewnątrz. Byłem kompletnie wyłączony. Rozładowała mi akumulatory i zablokowała system samosterowania. To ona to zrobiła. Udało jej się to, ale podejrzewam, że zapłaciła za to więzieniem, może nawet własnym życiem. Inaczej nie zostawiłaby mnie w krzakach. Tak. Myślę, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Odc. 9 Wieczorem miałem o czym myśleć. Historia opowiedziana mi przez Robo nie dawała mi spokoju. Pod wpływem jego opowiadania, internetowych lektur oraz podszeptów intuicji w głowie zaczęły mi się lęgnąć dziwne myśli. Przełom nastąpił prawdopodobnie w momencie, kiedy poczytałem o układzie samosterującym zwanym „autonomem”. Doszedłem do wniosku, że w odróżnieniu od większości robotów, Robo jest właśnie autonomem, robotem samodzielnym, mogącym działać niezależnie, nie podlegając wpływom zewnętrznym. Znaczyło to, że nikt nie musiał niczego w nim uruchamiać, aby mógł funkcjonować dla realizacji jakiegoś celu. Celowość jest istotą samodzielności. Pomyślałem o inteligentnym samochodzie, który jeździ sam, bez kierowcy. Nie jest on jednak w pełni samodzielny, nie decyduje sam, kiedy ma ruszyć w trasę, którędy ma jechać i kiedy ma się zatrzymać. Ktoś to mu programuje i określa. Robo – było to dla mnie oczywiste – był kompletnie niezależny od wpływów w zewnętrznych. Sam inicjował, wykonywał i kończył działania w celu osiągnięcia efektów, które sam mógł ustalać. Autonom to konstrukcja wyposażona w sztuczną inteligencję. Jest to układ samodzielny, samosterowny składający się receptorów, efektorów, korelatora, alimentatora czyli akumulatora energii oraz homeostatu. Koncepcyjnie przypomina to żywy organizm. Ma receptory czyli sensory umożliwiające odbieranie sygnałów z otoczenia, w oparciu o które efektory podejmują działania, na przykład to, że Robo słucha, mówi, przeszukuje Internet, przesuwa się po półce czy uruchamia pobór energii.
Wśród wszechstronnej twórczości literacko-fantastycznej Stanisława Lema jedne z ciekawszych realizacji odnajdziemy w „Bajkach robotów”. To zbiór piętnastu krótkich utworów rozgrywających się gdzieś w Kosmosie – w obcych galaktykach, na nieznanych nam planetach. Konwencja fantastyczna splata się jednak w tych opowiadaniach z realiami baśni. Wśród bohaterów występują królowie, księżniczki, mędrcy, zaś postaci magów czy czarowników zastępują konstruktorzy. Lem w swych bajkach w sposób parodystyczny ukazuje bliski sobie świat. Występujące maszyny i roboty noszą często ludzkie cechy i mają ludzkie wady oraz zapędy. W świecie tym, jak w baśni, zwycięża Dobro, jednak nie poprzez swą siłę, a przez intelekt i spryt. Zło choć potężne okazuje się zwyczajnie głupie. Lem każe czytelnikowi spojrzeć na świat z dystansu, pokazuje, że Kosmos może być śmieszny. Dzięki takiej perspektywie możemy także na siebie spojrzeć z nieco innej perspektywy. „Bajki robotów” – cykl opowiadań Stanisława Lema ukazały się po raz pierwszy w 1964 roku i jako zbiór nie były nigdy później uzupełniane. Bohaterowie bajek „Jak ocalał świat”, „Maszyna Trurla” oraz „Wielkie lanie”, czyli wielcy konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz stali się bohaterami cyklu opowiadań Lema „Cyberiady”, który znacznie przerósł „Bajki robotów”, choć nie miał już baśniowego „Bajek robotów” Lema Na uwagę zasługuje przede wszystkim język, jakim operuje Lem w „Bajkach robotów”. Jego specyfika wynika głównie z przyjętej przez autora konwencji – literackiej zabawy. Polega ona właśnie na grze językiem, stylistyką i parodią. Przede wszystkim uderza zestawienie obok siebie słownictwa związanego ściśle z nauką i techniką ze słowami oraz zwrotami przynależącymi baśni czy gawędzie. Dzięki temu połączeniu powstało wiele przykuwających uwagę czytelników neologizmów, zaskakujących zwrotów i zestawień, takich jak: „elektrycerze”, „cybergęśle”, „robosły”, „kosmolud”, „elektosmok”, „Wasza Ferromagnetyczność”, „Order Wielkiej Sprężyny”, „śrubki-trupki”. Przedziwnie brzmią również nazwy pełnionych przez poszczególnych bohaterów funkcji: „Wielki Hetman Cyfrowy”, „Jenerał-Minerał”, „Wielki Podblaszy Koronny”. Przywodzą one na myśl czasy wielkich wojen Rzeczypospolitej. Świat u Lema rządzi się zasadami gramatyki. Świadczy o tym fakt, że zmiana poszczególnych słów wpływa na zmianę fabuły. Z prośby o „elektroskok” wyszedł „elektrosmok”, który zaczął terroryzować króla Kybery, Poleandra Partobona. Z kolei z „elektrosmoka” zrobiła się „elektrosmoła”, co uratowało przed zagładą władcę. Także wykonywanie działań matematycznych przybiera nonsensowny przebieg. Gdy elektosmok miał wyciągnąć z siebie pierwiastek: „zaczął ciągnąć, ciągnął, ciągnął, aż cały zatrzeszczał, zasapał się, zadygotał, ale nagle puściło – wyciągnął z siebie pierwiastek!”. Działanie matematyczne przebiega więc jak ciężka praca fizyczna, co jest możliwe jedynie w sferze języka. Autor świadomie parodiuje naukowe teorie i wynalazki i sam czytelnik czasem nie wie, co według współczesnej nauki może być w opowiadaniach prawdopodobne, a o stanowi nonsensowną fikcję. Lem śmieje się z zasad konstruowania naukowych teorii przedstawiając jedną z propozycji maszyny myślącej na zgładzenie elektrosmoka (stworzenie ogólnej teorii zwalczania elektrosmoków).„Bajki robotów” – przynależność gatunkowa Już sam tytuł zbioru opowiadań Stanisława Lema świadczy, że autor podjął grę z konwencją bajki. Można to odnieść także do stwierdzenia francuskiego krytyka literackiego – Rogera Cailloisa, który uznał, że cała literatura science-fiction jest współczesną odmianą baśni. Lem wykorzystuje konwencję tworzenia bajek i pisze zbiór krótkich fantastycznych historyjek, które rozgrywają się w świecie robotów, maszyn i konstruktorów i przeznaczone być mogą do opowiadania ich dzieciom-robotom. W ten sposób połączył konwencję bajki i literatury science-fiction (literatury fantastycznonaukowej). Do fantastyki należy przede wszystkim wizja równorzędnego świata i cywilizacji lub świata, jaki istnieć będzie w przyszłości. Przestrzeń jest zupełnie inna niż znana nam ziemska. Bohaterowie swobodnie mogą się przenosić między planetami i galaktykami, wielcy konstruktorzy tworzą niezwykłe maszyny i roboty, są zafascynowani cybernetyką. Powszechna jest mechanizacja i sztuczna inteligencja (w „Bajce o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła” władca zainstalował mechanizmy myślące nawet kamieniom, by ostrzegały przechodniów przed potknięciem). Słownictwo opowiadań także nawiązuje do języka ściśle naukowego („cybernetyka”, „ferromagnetyczność”). Światami fantastycznymi rządzą jednak zasady znane z baśni. Konkretnymi planetami rządzą feudalni królowie, którzy mają swych doradców, generałów, dwór i służbę. Walczą o zachowanie tronu węsząc wszędzie spiski (jak np. król Murdas). Mimo powszechnej cywilizacji przypominają innych władców – urządzają turnieje, nakładają podatki, martwią się o swoje dzieci i następców tronu. Jednak zazwyczaj się nudzą i wykorzystują swoje stanowisko do zarządzania nieraz uciążliwych dla ludu przedsięwzięć. Obok królów występują rycerze i mędrcy, rozgrywane są bitwy i pojedynki, które wydają się komiczne, łącząc w sobie średniowieczny prymitywizm oraz „supertechniczne” możliwości. W porównaniu z światem baśni w krainach zamieszkałych brak cudowności, niezwykłych magów i czarodziejów, ponieważ rządzi rozum i technika, pozwalająca skonstruować niemal wszystko. Brak tu wydarzeń nadprzyrodzonych, bo rozwój techniki umożliwia to, co kiedyś było niemożliwe. Zamiast wszechobecnych w bajkach zwierząt spotkamy tu postaci techniczne – maszyny i roboty. Rolę magów pełnią konstruktorzy, których wytwory ogranicza jedynie ich własna wyobraźnia. „To podstawienie wydaje się zgodne z myślą Arthura C. Clarke’a, wedle którego każda dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii, zaś opowiedzenie się konstruktora po stronie dobra sprawia wrażenie pochwały racjonalizmu i nauki, dobrze radzących sobie nawet w świecie zupełnie absurdalnych reguł.” Podobnie jak w baśniach Zło zostaje tu pokonane. Jednak nie przegrywa, ponieważ Dobro ma większą moc, a dlatego, że świadczy o głupocie. Bronią z bezmyślnością jest intelekt oraz spryt. Głupia z założenia jest wszelka chciwość i żądza władzy. Literacka forma zwalnia autora z zachowania zasad realizmu i naukowej i narracja „Bajek robotów” Poszczególne utwory to krótkie opowiadania fabularne , zazwyczaj jednowątkowe. Fabuła skupiona jest wokół jednej lub dwóch postaci. Występuje niewielka liczba bohaterów. Wydarzenia układają się w ciąg przyczynowo-skutkowy, a elementy fantastyczne łączą się z elementami baśni. Kompozycja bajek zbliżona jest do oświeceniowego wzorca, a więc zawiera morał. Każdą historię kończy zwięzłe pouczenie zawierające przesłanie dla czytelnika. Brak jednak jest charakterystycznych dla bajek postaci zwierzęcych, zamiast nich występują myślące roboty. W „Bajkach robotów” występuje narrator trzecioosobowy i wszechwiedzący. Narrator relacjonuje wydarzenia. Relację przerywają wypowiedzi bohaterów lub krótkie opisy. Fragmenty refleksyjne występują w zakończeniach utworów. Wówczas to we wspomnianym morale – pouczeniu narrator zawiera prawdę dotyczącą opisywanych zdarzeń, podsumowuje je. Choć refleksja dotyczy zachowania robota, tak naprawdę każdy człowiek może ją odnieść do siebie, co świadczy o uniwersalności utworów władzy w „Bajkach robotów” W „Bajkach robotów” Lema często występują postaci władców. Większość z nich została przedstawiona w sposób negatywny – to okrutni i zachłanni królowie, którzy za nic nie chcą oddać swej władzy. Cechuje ich egoizm i brak troski o losy poddanych. Jednym z przedstawionych władców jest Poleander Partobon z „Bajki o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła”. Król Kybery, jako władczy wojownik nad wszystko przedkładał cybernetykę. Wprowadzał cybernetyczne udogodnienia zarówno w kwestiach cywilnych, jak i wojskowych. Wciąż pragnął toczyć wojny, jednak z braku przeciwników musiał sam ich wytwarzać. Sprowadzał tym samym cierpienia na swych poddanych. Przez pomyłkę stworzył elektrosmoka, który zaczął zagrażać jego panowaniu. Dzięki maszynie cyfrowej pokonał go, pokonał także samą maszynę i od tej chwili zajął się wyłącznie cybernetyką cywilną. Innym przykładem okrutnego władcy jest postać Architora, króla władającego planetą Aktynuria, zamieszkiwaną przez Palatynidów z bajki „Uranowe uszy”. Architor mieszkał w pałacu w platynowej górze. W jego sześciuset komnatach znajdowało się sześćset dłoni władcy. Nękał swych poddanych każąc im nosić uranowe pancerze, czym skazał ich na samotność. Nakładał też na Palatynidów coraz to nowe daniny, podsłuchiwał ich wszędzie wietrząc spisek. Został obalony dzięki podstępowi wymyślonemu przez Kosmogonika. Danina składana przez obywateli planety okazała się zabójcza – król wyleciał wraz z pałacem w powietrze, a z jego sześciuset rąk powstał pierścień wokół planety. Jak pokazuje Lem – zły władca wcześniej czy później zostanie ukarany i obalony. Z kolei tchórzliwy i ambitny Murdas z „Bajki o królu Murdasie” jest bardzo podejrzliwy i wierzy chorobliwie w przesądy. Dla własnej kariery jest w stanie poświęcić wszystko, nawet życie swojej rodziny. Jego mania wielkości powoduje, że pragnie by jego osoba rozrosła się ponad horyzont. Rośnie aż do rozmiarów stolicy swego kraju, marzy by panować wiecznie i wszędzie. Jednak, jak pokazuje bajka zachłanność i zbytnia troska o zachowanie władzy prowadzą do urojeń. Ostatecznie Murdas ginie gnębiony własnymi koszmarami. Jak widać ukazani przywódcy nie zasługują na bycie władcami i mają wiele wad. Wszczynają wojny, gnębią poddanych, wprowadzają absurdalne prawa, które mają służyć zaspokajaniu ich zachcianek. Są chciwi, niedojrzali, okrutni, podejrzliwi. Ze strachu o władzę szpiegują i gnębią poddanych, a ci boją się konsekwencji sprzeciwu i spełniają każdy rozkaz, jedynie czasem się buntują. Królowie nie są godni sprawowania robotów - cytaty • Wypowiedź Baryona Lodoustego o Kwarcowym elektrycerzu: „— Ach, tego nie obawiałem się wcale — rzekł z zimnym uśmiecham Baryon Lodousty — wiedziałem bowiem z góry, że niczego nie pojmie. Gdyby choć odrobinę miał rozumu, nie przybyłby do nas. Cóż bowiem może przyjść istocie, która pod słońcem mieszka, z klejnotów gazowych i srebrnych gwiazd lodu?” • O głupocie w Kosmosie z bajki „Trzech elektrycerzy”: „Odtąd nikt już nie próbował najechać Kryonii, bo zabrakło głupców w całym Kosmosie, chociaż niektórzy mówią, że ich jeszcze sporo, a tylko drogi nie znają.” • Skąd się wzięło powiedzenie „Kat mu świeci”? („Uranowe uszy”) „Patrzcie, jak dobrze Tor nam świeci. - A ponieważ niektórzy katem do dziś go nazywają, powiedzenie to stało się porzekadłem, doszło do nas po długiej wędrówce wśród wysp galaktycznych i dlatego powiadamy „Kat mu świeci”.” • Zakończenie „Bajki o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła”: „Odetchnął król, nałożył pantofle i wrócił do sypialni tronowej. Odtąd jednak odmienił się bardzo: przygody, które przeżył, uczyniły usposobienie jego mniej wojowniczym i po kres swych dni zajmował się już wyłącznie cybernetyką cywilną, a wojennej ani tknął.” • Odpowiedź Wucha na deklarację Automateusza chęci wrzucenia go do morza: „– Mój ty poczciwcze – odezwał się znienacka Wuch – i cóż mi zaszkodzi pobyt na dnie morskim? Rozumujesz kategoriami istoty nietrwałej, stąd twoje omyłki. Przecież, zrozum to, albo morze wyschnie kiedyś, albo pierwej całe dno jego wydźwignie się jako góra i stanie się lądem. Czy to nastąpi za sto tysięcy lat, czy za miliony – nie ma dla mnie znaczenia. Nie tylko jestem niezniszczalny, ale i nieskończenie cierpliwy, jak winieneś był zauważyć, choćby po spokoju, z jakim znosiłem objawy twojego zaślepienia.” • O doskonałości nieistnienia z bajki „Przyjaciel Automateusza”: „Cóż może się równać z doskonałością nieistnienia? (...) Pomyśl tylko, proszę: żadnych zmagań, trwóg ani lęków, żadnych cierpień ducha ni ciała, żadnych zwykłych przygód, i to w jakiej skali! Choćby się wszystkie złe moce związały i sprzysięgły przeciwko tobie, nie sięgną cię! O, doprawdy, niezrównane jest słodkie bezpieczeństwo umarłego! A jeśli jeszcze dodać, że nie jest ono niczym przelotnym, nietrwałym, przemijającym, że nic nie może odwołać go ani naruszyć, wówczas niezrównany zachwyt...” – A bodajeś szczezł – doszedł go słaby głos Automateusza, a tym słowom lakonicznym zawtórowało krótkie, lecz dosadne przekleństwo.” • Wypowiedź mędrca w bajce „Król Globares i mędrcy”: „Wszystko, cokolwiek istnieje, bywa przedmiotem drwin. Nie ostoi się wobec nich żadna godność, wiadomo bowiem, że ten i ów śmie podrwiwać nawet z królewskiego majestatu. Śmiech uderza w trony i państwa. Jedne ludy drwią z innych lub z samych siebie. Bywało, że wyszydzano to nawet, co nie istnieje – czyż nie śmiano się z mitycznych bogów? Nawet zjawiska pełne powagi, ba, tragiczne, bywają przedmiotem żartów. Dość wspomnieć o humorze cmentarnym, o pokpiwaniu ze śmierci i nieboszczyków.[...] A jednak, choć przedmiotem kpin jest zarówno królestwo życia jak i śmierci, zarówno rzeczy małe jak wielkie, jest coś, czego nikt dotąd nie ośmielił się wyszydzić ani wyśmiać. Przy tym owa rzecz nie należy do rzędu takich, o których dałoby się zapomnieć, które ujść mogą uwagi, albowiem idzie o wszystko, co istnieje, to znaczy o Kosmos. Jeżeli zastanowisz się nad tym, królu, pojmiesz, jak bardzo jest Kosmos śmieszny...” • Słowa mędrca w zakończeniu bajki „Król Globares i mędrcy”: „To, co powiedziałem, nie pochodziło z wiedzy. Nauka nie zajmuje się takimi własnościami bytu, do których należy śmieszność. Nauka objaśnia świat, ale pogodzić z nim może jedynie sztuka. Cóż wiemy naprawdę o powstaniu Kosmosu? Pustkę tak obszerną można wypełniać legendami i mitami. Pragnąłem, w mitologizowaniu, dojść granic nieprawdo-podobieństwa i myślę, że byłem tego bliski. Ty i tak wiesz o tym, więc chcesz tylko zapytać, czy doprawdy Kosmos jest śmieszny. Ale na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć.” • Charakterystyka Murdasa: „Po dobrym królu Heliksandrze wstąpił na tron jego syn, Murdas. Wszyscy się tym zmartwili, bo była ambitny i strachliwy. Postanowił sobie zasłużyć na przydomek Wielkiego, a bał się przeciągów, duchów, wosku, bo na wywoskowanej posadzce można nogę złamać, krewnych, że w rządzeniu przeszkadzają, a najwięcej przepowiedni.” • Rozpacz Klapaucjusza po nagrodach dla Trurla w bajce „Wielkie lanie”: „– Jak to? Więc za to, że udało mi się go przechytrzyć, kiedym go przejrzał, kiedy spuściłem mu setne baty, że musiał się potem klepać i łatać […], za to wszystko opływa teraz w dostatki, a jakby tego było mało król odznacza go jeszcze orderem? O. świecie, świecie…”Mapa serwisu: Bajki robotów - streszczenia Biała śmierć - streszczenie Dwa potwory - streszczenie Wielkie lanie – streszczenie, plan wydarzeń Maszyna Trurla – streszczenie, plan wydarzeń Bajka o królu Murdasie - streszczenie, plan wydarzeń Król Globares i mędrcy - streszczenie, plan wydarzeń Przyjaciel Automateusza - streszczenie, plan wydarzeń Doradcy króla Hydropsa – streszczenie, plan wydarzeń Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła – streszczenie, plan wydarzeń Uranowe uszy – streszczenie, plan wydarzeń Trzej elektrycerze – streszczenie, plan wydarzeń Bajki robotów - opracowanie „Bajki robotów” – bohaterowie Problematyka „Bajek robotów”
opowiadanie science fiction o robotach